sobota, 31 stycznia 2015

Tym razem będę gotowa

  Mam już potwierdzenie, że 44 giełda-wystawa minerałów i wyrobów jubilerskich odbędzie się 25 i 26 kwietnia w Spodku:)
  Może się to wydać dziwne ale jeden udział w tym wydarzeniu wystarczył, żebym wiedziała jak  się tym razem przygotować.
 Ponieważ nie mam zamiaru już nigdy z niechęcią patrzeć na własne stoisko, muszę się skupić, zaplanować wszystko dokładnie i nie robić nic na ostatnią chwilę:)
 Jedyne z czego byłam naprawdę zadowolona, patrząc z perspektywy czasu, to moje towarzyszki:)
Jeżeli chodzi o mnie to na pewno wyśpię się porządnie przed pierwszym dniem, bo chociaż twarzy swojej jakoś znacząco zmienić nie mogę to chociaż nie będę wyglądała jak zombie...
Na pewno biżuterię będę prezentować na ekspozytorach, których w grudniu nie miałam.
Z całą pewnością zaprezentuję dwa razy więcej biżuterii, żeby klient miał spory wybór.
Muszę się postarać o jakąś reklamę płynącą z głośników, wiem że można tylko jeszcze nie wiem jak się to załatwia.
Zabiję w sobie lenia i będę gotowa do imprezy dwa dni przed terminem.
 Na razie tyle.Pewnie milion istotnych rzeczy pominęłam ale mam jeszcze troszkę czasu, więc spokojnie, dam radę.


Dzisiaj pracowałam bardzo późno, możliwe że sąsiedzi nie byli zadowoleni kiedy o północy używałam ciężkich sprzętów:)ale co tam. Ustawiłam szlifierkę na najmniejsze obroty i szybciutko się uwinęłam, może jednak nie było nic słychać


czwartek, 29 stycznia 2015

Strach pomyśleć co byłoby dalej.

 Od prawie dziesięciu lat jestem mamą i jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona jak teraz.
To co się dzieje z dziećmi w dzisiejszych czasach jest jakimś obłędem.

Od jakiegoś czasu obserwuję zachowanie dzieci w szkole podstawowej, do której chodzą moi chłopcy i to co widzę wprawia mnie w szok totalny.
 Zacznę może od tego, że zawsze kiedy słyszałam, że moja dzielnica to siedlisko zła i patologii byłam prawdziwie oburzona i broniłam moich kochanych Szopienic jak mogłam.Teraz sama nie wiem co myśleć.
 Kiedy starszy syn zaczynał edukację w zerówce, wszystko było super, fajna grupa, prześwietna pani wychowawczyni, bajka po prostu.Pierwsza klasa też niby ok, wychowawczyni wymagająca, nie dająca sobie w kaszę dmuchać a grupa? No cóż, myślała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ale już po pierwszym półroczu zauważyłam, że jednak nie wszystko jest takie kolorowe jak myślałam.na 24 osoby w klasie 11 kwalifikowało się do powtórki.Pani się zawzięła, jakoś je podciągnęła i rok skończył się pomyślnie.Jednak w drugiej klasie zaczęły się schody.Tych jedenaścioro dzieci w dalszym ciągu kwalifikowało się do powtórki...Te dzieci nie potrafiły czytać, pisać o liczeniu nie było nawet mowy.Szok.Za każdym razem kiedy była możliwość lataliśmy za Panią z pytaniem czy z naszym synem wszystko ok, czy nie ma zastrzeżeń itp.Nie, spokojnie, on jest w tej grupie która chce i potrafi.
Nasuwało nam się pytanie. Jak to jest możliwe, że ośmiolatek nie potrafi pisać i czytać?Czyja to jest wina?Dziecka czy rodzica?A może wina leży po dwóch stronach?Ponieważ nie dotyczyło to mojego syna, sprawa przestała mnie interesować.Druga klasa się skończyła a wraz z rozpoczęciem kolejnego roku nauki, zaczął się horror.Część dzieci, które z jakichś powodów wiedzy w dalszym ciągu nie przyswajały, postanowiła spędzać czas w szkole w sposób najbardziej im odpowiadający czyli NA DRĘCZENIU INNYCH. Żeby było ciekawiej, nie tylko chłopcy potrafią dręczyć...
Jesteś niski, gruby, chudy,masz słabsze wyniki sportowe, nie masz oryginalnych ciuchów-JESTEŚ ZERO.Najgorzej jest jeżeli rodzice są mniej zamożni.Masz przechlapane.
JAKI NORMALNY CZŁOWIEK UCZY DZIECI DZIELIĆ LUDZI NA BIEDNYCH I BOGATYCH  I UCZY DYSKRYMINACJI Z TAKIEGO POWODU!!! W trzeciej klasie podstawówki dzieci myślą kategoriami, które powinny im być całkowicie obce.

 I tutaj znowu nasunęło się pytanie.Czyja to wina? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tylko tych dzieci.Przecież dzieci nie są z gruntu złe.Nie rodzą się z negatywnym, chamskim i w dziwny sposób spaczonym nastawieniem do innych ludzi! To środowisko je kształtuje.Najbliższe otoczenie, rodzice, rodzeństwo i ogólnie rodzina daje im przykład jak żyć, jak postępować.
Oczywiście, jeżeli dziecko jest puszczane samopas zaraz po skończeniu lekcji, to przykłady bierze skąd się da. Z ulicy, podwórka, od przypadkowych ludzi, "kolegów na chwilę".
 Odprowadzając synów do szkoły naoglądałam się tyle patologicznych zachowań i dzieci i rodziców, że chciałabym żeby moje dzieci nagle stały się dorosłe, żeby nie musiały tego oglądać jeszcze przez tyle lat. Nie chcę żeby moje dzieci widziały pijanych rodziców odbierających ich kolegów, żeby były bite i popychane bez powodu, żeby wysłuchiwały obelg ,żeby, Boże uchowaj, chciały się przypodobać i robiły to czego się same boją.
 Jest jeszcze kwestia tego, że w szkole ma wychowywać nauczyciel.Kiedy widzę dyżurujących na holu ludzi, zastanawiam się kim oni są? Nauczyciele/wychowawcy czy przypadkowo postawione, zagubione w tłumie rozwrzeszczanych dzieciaków ludki?
Plecaki, kurtki i inne przedmioty latają w powietrzu z taką samą prędkością i intensywnością jak przekleństwa i razy zadawane przez szkolnych bokserów.Dwa metry od dyżurującego dwóch smarkaczy obija chłopaka z ręką w gipsie, wystraszone pierwszaki lawirują między dryblasami  z ostatniej klasy, którzy zajęci szarpaniem się na wzajem przy puszczanej z telefonów "muzyce"(twoja stara to ku....ty złamany ku..)są jakby nie widoczni dla tych, którzy są za nich w czasie lekcyjnym odpowiedzialni.
Ile to razy miałam ochotę złapać jednego i drugiego i ich porządnie wyszarpać za ucho....no ale nie mogę.
 Młodszy syn chodzi do zerówki w tej samej szkole.Tu kolejny szok.Dwoje dzieci nie mówi.W ogóle.
Większością dzieci rodzice się nie interesują. Mam na myśli nie interesują się tym co się z dziećmi dzieje w szkole.Czy mają klej, papier, śniadanie.Nie wiedzą kiedy jest bal, kiedy wyjście do biblioteki, domu kultury.Nie wiedzą że dzisiaj kończą wcześniej lub zaczynają później...

Ponieważ już jakiś czas temu zmieniliśmy miejsce zamieszkania, moi chłopcy na drugi rok zmienią też szkołę.Mam nadzieję, że będzie lepiej.Nie wyobrażam sobie, żeby mogli dalej tkwić w takim środowisku i nie wyobrażam sobie, żeby naszą księżniczkę za kilka lat wpuścić w to "piekiełko".

 Najbardziej mi szkoda ludzi , którzy starają się wychować swoje dzieci najlepiej jak potrafią a otoczenie w jakim te dzieci muszą spędzić kilka godzin dziennie, niszczy cały ich trud.
 Żal mi dzieci, które niczemu winne od najmłodszych lat są zostawione samym sobie..

Nie chce mi się wierzyć, że są ludzie tak nieodpowiedzialni, że pozwalają na to, żeby ich dzieci od najmłodszych lat chłonęły, zamiast przydatnej wiedzy, wiedzę o tym jak bić, poniżać, o tym co robić żeby się nie narobić i o tym jak wyrosnąć na zakałę społeczeństwa.

Cieszę się, że mimo całej patologii jaka otacza moje dzieci, spotkały  one w tej szkole ludzi dobrych, życzliwych i uczciwych, którzy wychowują swoje pociechy na mądrych ludzi i że spotkały 5 BARDZO DOBRYCH nauczycielek o których mogę spokojnie powiedzieć,że są PRAWDZIWYMI pedagogami.

 Teraz piszę o podstawówce.Co będzie w gimnazjum?Strach się bać!











środa, 28 stycznia 2015

CZEGOŚ TU NIE ROZUMIEM- CHYBA SIĘ STARZEJĘ

Dobrych kilka lat temu mieliśmy NK i  zanim ludzie zrozumieli do czego to służy portal stał się narzędziem do podglądania i do chwalenia się, tak było- nie ma się co oszukiwać. NK miało pomóc ZNALEŻĆ  ZNAJOMYCH  Z DAWNYCH SZKOLNYCH LAT  I SKONTAKTOWAĆ SIĘ Z NIMI W CELU UMÓWIENIA SIĘ NA WSPOMINKI ITP.Oczywiście ludzie wykorzystali portal do spotkań.Ale wirtualnych.Mało kto zorganizował spotkanie w realu.Tak jak już wspomniałam głównym celem zakładania kont było pochwalenie się dziećmi, samochodem, domem/mieszkaniem czyli obrazkowe TAKI/I TERAZ JESTEM.
Wszystkim to pasowało i było ok póki NK nie zaatakowały DZIECI w wieku szkolnym.Często 8-9 latki...Wtedy NaszaKlasa stała się prawdziwą klasą,  niestety jak się to skończyło lub może trwa nadal, nie wiem.Konto skasowałam.
Przyszła pora na fejsbuka, początkowo nie wiedziałam jak to się je i co z tym fantem zrobić.Później ogarnęłam i wszystko znowu było ok póki nie zauważyłam, że znowu dzieje się coś dziwnego...

Lajki.
Lajki według mojej wiedzy, służą do pokazania, że się coś lubi a nie do klikania bezmyślnie we wszystko tylko dlatego, że opublikował to mój znajomy.Jeżeli np. znajomy opublikował klip z muzyką, która kompletnie nie jest w moim guście, to nie zalajkuję tego tylko dlatego, że dzień wcześniej on zalajkował mój status np.
Inny przykład, lubię coś co robi mój znajomy(zboczenie zawodowe i miłość do kreatywności)i jednego dnia daję mu lajka bo zrobił coś tak zajefajnego,że mowę mi odjęło.Jest lajk. Jednak kiedy następnym razem coś opublikował a mnie to nie podeszło to oczekuję, że się nie obrazi na śmierć bo nie dostał lajka!No nie podeszło mi i tyle.JA TEŻ SIĘ NIE OBRAŻĘ:)

Złote myśli kogośtam.
Nie rozumiem i chyba mi nie grozi, żeby coś się w tej kwestii zmieniło.Wydaje mi się, że każdy ma na tyle rozumu, że potrafi swoje myśli wyrazić własnymi słowami.Ale nie, po co się wysilać skoro 10 osób, metodą KOPIUJ-WKLEJ , potrafi zalać fb IDENTYCZNYM obrazkiem z IDENTYCZNĄ "złotą myślą".Co śmieszniejsze, ludzie to komentują!
Z innej strony, znajdzie się jeden ludź na dwudziestu, który rzeczywiście swoje myśli, samopoczucie,poglądy opisze w statusie własnymi słowami- CISZA. Większość ma go za idiotę- po co on to pisze?kogo to obchodzi itp,itd.

Zwierzak jako komentarz.
Pliz! Niech mi ktoś to wytłumaczy bo nie ogarniam.
Pies z kwiatkami, serduszkami, bijący brawo, pijący, jedzący, sr....a nie, chyba jeszcze takiego nie ma... Wolę juz jedno słowo typu super, fajne, czy coś tam coś tam ale zwierzaki?
I kolejny fenomen.Odpowiadanie zwierzakiem na zwierzaka! Niedługo ludzie zapomną pisowni, serio, wystarczy przecież zwierzak.

Dziwne statusy.
"do bani", "dupa zbita" ""nie daję rady" ...i koniec. Ale co się stało, żyjesz, wszystko ok? To jest chyba takie budowanie napięcia pt. A niech się głowią i umierają z ciekawości;)

Wirtualne znicze.
Klapa totalna.Chcesz kogoś powspominać, uczcić pamięć-IDŹ NA CMENTARZ-najtańszy znicz kosztuje chyba 2 zł, stać Cię na pewno.Znicz można zapalić też pod krzyżem, nie musisz jechać na drugi koniec kraju.

 Gry fejsbukowe.
Jakby to powiedzieć, jestem maniakiem.Gram w cztery! nie wysyłam zaproszeń tym, którzy tego nie chcą.Oczywiście miałam może dwie czy trzy wpadki i zaproszenia poszły do wszystkich z automatu, niechcący. Przepraszam.


Takie oto kwiatki kwitną na fejsbuku przez niektórych nazywanym fakebookiem:)))
Druga, wg mnie lepsza strona fb to statusy z sensem, ciekawostki wynajdywane w internetach, ciekawe linki, ciekawe dyskusje,które mogą się zacząć od byle błahostki ale są.To mnie cieszy i to lubię.
Dyskusja.
Wg mnie dyskusja to wymiana zdań,poglądów, czasami bardzo odmiennych, bez obrażania siebie na wzajem.
Komentarz.
Sensowny komentarz nie musi być tylko i wyłącznie pochlebny, Każdy ma swoje zdanie i ma prawo je wyrazić.


Gwoli ścisłości, ten wpis nie jest hejtem, nie odbierajcie tego w ten sposób, ja jestem trochę jak pan Bennet z Dumy i Uprzedzenia(kto wie, zrozumie-reszcie polecam do przeczytania;) i to są moje obserwacje nie tylko z mojego konta ale też z konta mojego męża(bez obaw, on wie że jego konto na fb ma dodatkowego obserwatora)

Jeżeli jutro zauważę znacznie zmniejszoną liczbę znajomych... no cóż, zrozumiem:)



wtorek, 27 stycznia 2015

Jestem leniem ale się poprawię

Jak w temacie.
Brakuje mi słów żeby wyrazić swoje niezadowolenie z własnej postawy...Potrzebuję motywacji, może kogoś kto by mnie za każdy przejaw lenistwa trzepnął w ucho.Nawet nie mam się już czym tłumaczyć.Lenistwo jest oznaką słabego charakteru. Szit, że tak powiem.
17 stycznia obiecałam zdjęcia gotowych zegarków, minęło dziesięć dni, mam trzy zegarki i nie pokazałam tu żadnego...
Na początku roku obiecałam regularne wpisy... Tematów miałam milion, jeden spisałam nawet na papierze i co? JESTEM LENIEM. Przepraszam.
Słabe jest to, że o tym w ogóle piszę ale pomyślałam sobie, że nie wyskoczę z nowym tekstem tak ni z gruszki ni z pietruszki, warto by się jakoś usprawiedliwić. Tylko to usprawiedliwienie raczej kiepskie mam.
 Ok, przeczytałam, co napisałam i ani nie czuję się lepiej ani nie wiem co dalej począć.
Może na początek zdjęcia obiecanych zegarków , potem chyba post pod  postem.O dziwnych fejsbukowych zwyczajach.

Ten zegarek, jest mój i tylko mój. Pierwszy z kolekcji, natrudziłam się przy nim niesamowicie, prawie zrezygnowałam ale cieszę sie, że jednak został skończony.



Z tym wcale nie było łatwiej ale miałam już większe pojęcie jak i co z czym do kupy, żeby wszystko miało sens.Dopracowany i wymuskany;)


Ostatni natomiast to droga przez mękę, piekło prawdziwe.Oczywiście sama sobie problemy stwarzam, więc do nikogo nie mogę mieć pretensji. Warto było się męczyć ponieważ, z tego jestem zadowolona najbardziej.Jest duży i masywny, czyli taki jaki ja osobiście chciałabym nosić.

Kolejny, który póki co jest w planach;) będzie tak delikatny jak tylko mi na to pozwoli drut o przekroju 1mm...


sobota, 17 stycznia 2015

Projekt Zegarek

Jako źe Agatka ciężko przechodzi ząbkowanie, moje sprawy troszkę odeszły na boczny tor i aktywność moja spada do zera...powoli spada;)Jak tylko jest okazja próbuję coś zdziałać ale też nie mogę w nieskończoność wykorzystywać męża.
Żeby coś porządnie zrobić potrzebuję ok.4,5 godziny kompletnego spokoju.W chwili obecnej o spokój trudno więc pracuję powoli  i na raty .
Dzisiaj zaczęłam projekt ZEGAREK.Mam nadzieję, że jutro dokończę.
Tymczasem pokażę Wam co zdołałam wypleść

czwartek, 8 stycznia 2015

Dziwne problemy Barbary H.

Na co dzień nie noszę biżuterii,  od święta zakładam coś skromnego o ile  oczywiście nie umknie mej uwadze fakt, że strój należy dopełnić jakąś błyskotką;)
Gdybym miała zwyczaj noszenia biżuterii,  pewnie wybrałabym pierścionek. Jeden.
Zastanawiacie się do czego dążę?  Otóż zastanawiam się jak to jest , że osoba taka jak ja, która jeżeli już musi coś błyszczącego założyć- wybiera skromny pierścionek a uwielbia biżuterię tworzyć i to biżuterię raczej wystawną,  rzucającą się w oczy?
Druga sprawa, że chociaż sama wybrałabym pierścionek, to właśnie z takim rodzajem biżuterii mam największy problem...

Czy tak to już jest, że fotograf nie lubi być fotografowany? Tancerz nie chodzi na dyskoteki? Piekarz nie je chleba a weterynarz nie lubi zwierząt? ??? 

Mam po prostu nadzieję,  że nie tylko ja mam takie dziwne problemy...


 No nic, nadchodzący weekend poświęcę na pierścionkowe próby  i zacznę częściej zakładać biżuterię. Swoją na dodatek. Będę taką chodzącą reklamą.
Tymczasem prawie skończyłam naszyjnik, jeszcze tylko kąpiel , czyszczenie, polerka i będzie gotowy.

wtorek, 6 stycznia 2015

Polubiłam te moje bransolety:)Ta jest już czwartą w kolekcji.Tym razem larvikit i agat.


Nie wierz we wszystko, co ci obiecują

Przed chwilą napisałam bardzo długi post opisujący sytuację na DaWandzie. Post został skasowany.Stwierdziłam,że do niczego i tak to nie doprowadzi( no chyba że do oskarżenia mnie przez DW o zniesławienie)
Tak więc napiszę tylko, że zawiedziona postawą DaWandy wobec sprzedawców, zgłosiłam się do KUFERARTu i zostałam przyjęta. Na DaWandzie zostaję do momentu kiedy moje oferty  stracą ważność.
Zapraszam do odnalezienia mnie na www.kuferart.pl

niedziela, 4 stycznia 2015

Zdecyduj co tak naprawdę chcesz robić, wszystkiego nie ogarniesz!

 Zaczynam łapać się na tym, że coraz częściej wybiegam myślami  poza moje miedziane zakochanie.
Mam często chęć spróbować czegoś więcej, zastanawiam się czym zająć ręce, kiedy np. drut mnie nie słucha albo poczuję jakąś niewyjaśnioną niechęć do biżuterii.Wiem, że to moje myślenie jest bardzo niebezpieczne.Wiem, bo droga do tego czym się teraz zajmuję była ciężka i nie raz podejmowałam złe, pochopne, nieprzemyślane decyzje.
 Żeby wszystko wyjaśnić muszę się cofnąć do roku 2005 kiedy to będąc pierwszy raz w ciąży miałam nadmiar wolnego czasu i na dodatek cierpiałam na bezsenność.Co można robić w bezsenne noce?Skacząc z kanału na kanał można odkryć swój "talent". Tak to właśnie było ze mną. Pewnego razu mignął mi na ekranie, przez ułamek sekundy, uroczy staruszek z siwą czupryną.Na początku zignorowałam go zupełnie, jednak kiedy po raz któryś z kolei, w ciągu dziesięciu minut skakania po kanałach on ciągle się pojawiał, postanowiłam poświęcić jego osobie kilka chwil.Okazało się, że staruszek uczy swojej techniki malowania pejzaży.Byłam tak zafascynowana tym co robił i jak to robił, że oglądałam go przez kilka tygodni, póki seria jego programu, ku mojej rozpaczy, nie dobiegła  końca.Oglądając jego program postanowiłam spróbować a  ponieważ nie było mnie stać na sprzęt choć trochę profesjonalny, zakupiłam zwykłe pędzelki i plakatówki.Powoli uczyłam się techniki i coś tam sobie malowałam.Teraz, pisząc ten tekst, uświadomiłam sobie, że moja rodzina zawsze wspierała mnie w moich szalonych pomysłach- na urodziny od jednej z sióstr dostałam farby w tubach:) a przecież mogłam dostać cokolwiek innego! Dziękuję Ewo:)ok, idźmy dalej.Więc malowałam sobie coś na zwykłych białych kartkach i choć brakowało mi warsztatu, sam fakt że coś robię dawał mi strasznie dużo satysfakcji.Pewnego razu wymalowałam pejzaż gór, jakieś drzewka nad rzeczką i takie tam.Byłam z siebie chyba pierwszy raz w życiu naprawdę dumna.Mając świadomość wszystkich niedociągnięć i ogólnej niedoskonałości mojego dzieła, byłam dumna.Pewnie dlatego żeby nie sprawić mi przykrości, wszyscy którym moje dzieło pokazałam, chwalili mnie i zachęcali do dalszej pracy.Wszyscy oprócz jednej osoby.Nazwę go Pan X. Pan X to tak jakby rodzina ale nie do końca. Tak więc pewnego dnia odwiedził nas Pan X a ja znając jego stosunek do mojej osoby, za nic nie chciałam mu pokazać swojego obrazka.Mój mąż o tym nie wiedział i go pokazał. Pierwsze co mnie zabolało to jego drwiący uśmieszek a później fala krytyki: góry za małe w stosunku do drzew, drzewa nie odbijają się w wodzie, niebo nie takie, kolory nie te......Taki był koniec mojej przygody z malowaniem.
Obrazek zachowałam, przez pewien czas na złość Panu X wisiał w kuchni na ścianie w ramce.Później chciałam się go pozbyć ale mąż mi kategorycznie zabronił. Dalej jest z nami, dla mnie jako dowód porażki.
 Minęły cztery lata "twórczego" nic nie robienia. Znowu byłam w ciąży. Wtedy, w 2009 roku, postanowiłam zostać biżuteryjką. Naciągnęłam męża na zakup półfabrykatów, koralików i najważniejszych narzędzi.Połowę ciąży spędziłam tworząc tzw. zwyklaki/składaki.Po urodzeniu Sebusia ciągnęłam swoją zabawę jeszcze przez jakiś czas ale powoli zaczęłam odczuwać, że ta zabawa przestaje być zabawna.Zaczęłam dostrzegać, że w tym co robię nie ma niczego kreatywnego! drucik -koralik-przekładka- a dołożę jeszcze jeden koralik....
Cały swój dobytek, a trochę tego było, sprzedałam na allegro za bodajże 110 zł.
 Mój mąż nazwał to słomianym zapałem, nie wiedział jeszcze wtedy że ja mam inne marzenia, że chcę robić coś z czego i ja i ewentualny nabywający będziemy zadowoleni.
W związku z tym, że wydałam mały majątek na swoje hobby a czekała nas przeprowadzka i duże wydatki, musiałam dać za wygraną i znowu pogrążyć się w codzienności, która mnie totalnie dołowała.
Wytrzymałam kilka miesięcy.
O silver clay dowiedziałam się z forum biżuteryjnego, które z zapałem czytałam w każdej wolnej chwili.Moim guru została Drakonaria. Do dzisiejszego dnia jestem pod ogromnym wrażeniem talentu i wytrwałości w dążeniu do celu. Cel Drakonarii był prosty, zostać uznaną artystką. O ile się nie mylę zajęło jej to jakieś 3-4 lata. Kiedy ja się o niej dowiedziałam, była już świetna i już rozpoznawalna.Dzisiaj jest prawdziwą mistrzynią w swoim fachu, pojawia się w branżowych pismach, jej biżuteria jest wykorzystywana w sesjach modowych a ona sama prowadzi cieszące się wielkim zainteresowaniem warsztaty.
Nigdy nie chciałam być drugą Drakonarią, nie, takich zapędów nie miałam:) chciałam jednak spróbować, dotknąć glinki srebra, bawić się palnikiem, szlifierką i innymi takimi bajerami.
Znowu udało mi się wydać  duuużo pieniążków na materiały, narzędzia tym razem bardziej profesjonalne i minerały. W końcu minerały a nie crackle i inne plastiki!
 Biżuteria ze srebra była dla mnie wyzwaniem i strasznie mi się praca przy jej tworzeniu podobała ale ciągle  miałam świadomość, że to nie to.
W między czasie odkryłam następną zdolną bestię czyli NagaLy.Dziewczyna wyprawia tak niesamowite rzeczy z drutem, że głowa mała.Byłam zauroczona jej biżuterią.Jednak ja widziałam to inaczej, widziałam to nie srebrne ale miedziane.
To właśnie miedź siedziała mi z tyłu głowy.No ale jak to ugryźć? Wydałam majątek na srebro. Srebro w glince- nie drut.Poza tym byłam pewna, że moje niezgrabne paluchy nie poradzą sobie z wirewrappingiem.Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że mogę kupić glinkę miedzi i łączyć ją z glinką srebra a dodatkowo ozdabiać elementami z drutu.Nigdy nie zapomnę swojej złości kiedy szukając odpowiednich materiałów, dowiedziałam się,że glinkę miedzi można wypalać tylko w piecu a nie palnikiem nie wspominając już o łączeniu srebra z miedzią.Moje marzenia prysnęły jak bańka mydlana.O ile kolejne 300-500 zł udałoby mi się wyciągnąć od kochającego mnie męża o tyle miałam świadomość, że na piec nas po prostu nie stać.
Tłumaczenie mojemu mężowi dlaczego rezygnuję ze srebra wydawało mi się bezsensowne( dalej nie znał moich prawdziwych marzeń) pozostało mi więc tylko wysłuchiwać kazań o słomianym zapale.Jednak świadomość, że nasz skromny majątek jest już bezpieczny, łagodził jego złość na mnie.
Od roku 2010 do 2014 miałam jeszcze kilka pomysłów między innymi scrapbooking( dalej o nim w tajemnicy marzę..) ,decoupage i inne takie.
 Nie wiem czy to stan błogosławiony tak na mnie działa ale kiedy pod serduchem nosiłam Agatkę znowu podjęłam decyzję.Jaką, nie muszę chyba tłumaczyć.Okazało się, że moje paluchy jednak coś tam potrafią, glinkę z chęcią zamieniłam na drut i mam nadzieję, że podjęłam w końcu dobrą decyzję i że to już jest ta decyzja ostateczna.No chyba, że znowu będę w ciąży....;)
 Ciągle się uczę, popełniam mnóstwo błędów ale mam też kilka swoich perełek, z których jestem prawdziwie dumna.
Mój ukochany mąż zrozumiał już, że mam pasję i oprócz mojej najukochańszej w świecie rodziny, kocham jeszcze to co robię.Kocham to, bo to jest cząstka mnie, bo wkładam w to mnóstwo pracy, zaangażowania i serca.W tej chwili wiem, że mój mąż mnie wspiera i że mnie rozumie.

Moją historią chcę Wam pokazać, że warto próbować, warto dążyć do celu i się nie poddawać.Jak widzicie może to trochę potrwać.Ja ciągle jestem może w jednej trzeciej drogi do mojego
 celu.
Najważniejsze to trzymać się jednego kursu.Obrać sobie jeden najważniejszy cel.
WSZYSTKIEGO NIE OGARNIESZ!


sobota, 3 stycznia 2015

Nowy Rok...i co dalej?

  Przede wszystkim, ponieważ ostatni miesiąc mam jakby wycięty z życiorysu i czuję się jakby mnie nie było, spieszę złożyć Wam spóznione ale szczere życzenia noworoczne-Życzę Wam kochani oprócz tego wszystkiego co zwykło się życzyć, abyście bez względu na wszystko dążyli do wyznaczonych przez siebie celów i nie mam na myśli tylko postanowień noworocznych.Pewnie nie jedno z Was, kiedyś może dawno temu, coś sobie postanowiło, zaplanowało, dążcie zatem do zrealizowania tego.Nie patrzcie na to co powiedzą inni, to przede wszystkim.Nie bójcie się zaryzykować(oczywiście wykluczamy tutaj ryzykowanie życia,zdrowia i utraty majątku:)) pamiętajcie że człowiek uczy się na własnych błędach i zarówno ze swoich porażek jak i sukcesów wynosi niesamowite doświadczenia.Życzę Wam również wytrwałości, która jest nam wszystkim bardzo potrzebna aby iść przez życie tak, jak sobie to zaplanowaliśmy. Życzę Wam aby najskrytsze marzenia stały się rzeczywistością i żebyście mogli powiedzieć: sam/a na to zapracowałem/am i jestem z tego dumny/a. Szczęśliwego Nowego Roku Kochani!

 Teraz muszę powrócić do pierwszego zdania, jakie tu padło...Ostatni miesiąc 2014 roku odpuściłam sobie totalnie i szczerze powiem, że dawno nie czułam się tak zle. Mam w końcu niepodważalny dowód na to, że jak chcę( a chcę za często, niestety) potrafię być leniem najgorszym z możliwych
Skutki lenistwa są dla mnie bolesne.Żeby zrozumieć dlaczego, musielibyście posiedzieć chwilę w mojej głowie i dowiedzieć się czym tak naprawdę jest dla mnie rękodzieło.Mam nadzieję, że już niedługo będę potrafiła Wam o tym opowiedzieć.Póki co, nie potrafię słowem pisanym opowiedzieć co dzieje się w mojej głowie i czym tak naprawdę jest dla mnie hand made.
Teraz mogę tylko napisać, że sama sobie zrobiłam krzywdę i pewnie minie kilka dni( oby tylko dni a nie tygodni) zanim moje ręce znowu "poczują" drut.Brzmi śmiesznie,wiem, niestety dzisiaj zmarnowałam kilometry pięknego miedzianego drutu i stworzyłam WIELKIE NIC. Nie wiedzieć czemu ręce miałam jak drewniane, pocące się! kołki. Drut wyginał się nie tak jak chciałam i efekt był taki, że zaczęłam się trząść ze złości tak, że znowu widziałam ulgę w oczach męża na myśl, że niedługo wychodzi do pracy...
Czułam jak z minuty na minutę ogarnia mnie totalna niemoc, byłam jak dziecko, które nie może poskładać samochodziku z klocków lego a instrukcja dawno przepadła.
Od tygodnia miałam w głowie projekt bransoletki/naszyjnika i po czterech i pół godzinie musiałam dać sobie spokój, dalsze marnowanie materiału byłoby już totalną głupotą.

Moje miesięczne nic nie robienie odbiło się też na moim blogu.Ostatni wpis zrobiłam chyba 8 grudnia.
Postanowiłam, że czas się poprawić i skoro drut mnie nie słuchał wpadłam na genialny pomysł żeby zmienić szatę graficzną na blogu i uzewnętrznić się trochę tym długim postem.Trochę mi ulżyło.
Okazało się, że mam noworoczne postanowienie! Nie, nie będę się odchudzać( choć, powiedzmy sobie szczerze, przydałoby się), nie rzucę E-PALENIA i nie, nie stanę się idealniejszą(wiem, nie ma takiego słowa) żoną, mamą i kurą domową:).Postanowiłam po prostu, że będę więcej pisać. Postaram się dotrzeć do większej ilości ludzi, którzy mam nadzieję, będą chcieli mnie czytać...Nie będę pisała tylko o tym co robię/tworzę/wytwarzam/produkuję;) ale o tym co mnie cieszy, wkurza i co życie codzienne da mi do przemyślenia.

Podsumowując, wyszło jednak na to, że mam KILKA celów na ten rok.
1.nie lenić się dłużej niż dwa dni!
2.pisać regularnie
3.dotrzeć do większej ilości chętnych do odwiedzania mojego bloga
4. nie patrzeć na to co było, skupić się na tym co przede mną
5.zrobić lepszą wystawkę na kwiecień do Spodka
6.zorganizować życie tak, żeby wszyscy byli zadowoleni i zaspokojeni(pogodzić życie rodzinne z      pasją/pracą)
7.wyluzować i przyznać rację mojemu kochanemu Mężowi( niestety jest tak jak mówi, chcę za dużo rzeczy zrobić w 5 godzin i  wpadam w niczym nieusprawiedliwioną złość kiedy nie daję rady)
8.Namówić Męża do czytania mojego bloga;)
9.doskonalić swój warsztat, technikę, staranność, dopracowanie szczegółów
10.być wytrwałą,sumienną, szczęśliwą i dawać szczęście innym

Jutro zrobię kolejne podejście do mojego projektu, życzcie mi szczęścia!
Ach, najważniejsze :
11. dowiem się jak się pisze na klawiaturze "z" z kreską !!!